top of page
< Wróć

NIE NADUŻYWAJ SŁÓW „JEŚLI” I „JEŻELI”

Bez obaw! Nie będzie wykładu z języka polskiego. Są wakacje! Czas na kąpiele słoneczne i wodne, na leniuchowanie, zabawy i dobre lody. Co wcale nie znaczy, że nie należy poświęcić tego czasu na naukę czegoś nowego, sport, spotkania, czytanie, czy refleksję. Szczególnie ona jest cenna. Warto od czasu do czasu przyjrzeć się przebiegowi naszego życia z bliższej i dalszej perspektywy. Ta bliższa perspektywa dotyczy tu i teraz, z sięganiem najdalej do poprzedniego dnia. A ta dalsza, to zależy od naszych intencji, co chcielibyśmy poddać wnikliwszemu oglądowi, wydarzenia sprzed kilku tygodni, czy może kilku miesięcy? Żeby to zrobić, to musimy się do tego odpowiednio przygotować. Proponuję zaopatrzyć się w kartkę i coś do pisania. Tak! Wiem, mamy wakacje, ale przedmioty piśmiennicze powinny być zawsze pod ręką, a najlepiej w zasięgu wzroku. Jak już masz na czym i czym pisać, to zanotuj pytanie: Co mi sprawia radość? I tu może pojawić się niezmierzona ilość rzeczy, która prowokuje do odczuwania radości. Może to być, załatwienie jakichś zaległych spraw, popłacenie rachunków, przeproszenie kogoś, ograniczenie palenia, nie spóźnianie się na spotkania, dobry obiad, udana transakcja, przespana noc, powrót do zdrowie etc. Nie ma szczególnego znaczenia ile rzeczy wymienimy i zanotujemy pod tym pytaniem. Teraz możemy je wszystkie skreślić,bo udzieliliśmy błędnej odpowiedzi. Zbiór, który stworzyliśmy nie stanowi i nie decyduje o radości. To tylko rzeczy, które przynoszą ulgę i względny spokój.Niestety nic poza tym. Radość wymyka się z tego zbioru, rozczarowana wielce, że tak ją przyporządkowaliśmy. Czym więc jest? Jest stanem odczuwania  permanentnej szczęśliwości z samego faktu naszego istnienia. Zamiast traktować ją z powagą i dostojeństwem, to potraktowaliśmy ją jak Kopciuszka, który w sztach dostojnych pojawia się na chwilę i znika. Radość musi być odczuwana pomimo wszystko i bezwarunkowo. Gdybym chciała zastąpić ją synonimem, to zamieniłabym jąna miłość. To trafna i bezpieczna zamiana. Czy popełniliśmy wielki błąd utożsamiając radość z uporządkowaniem wielu spraw w naszym życiu? Błąd popełniliśmy, ale może nie aż tak wielki. Zastosowaliśmy bezwiednie słowo „jeżeli” lub ” jeśli”. Słowa te stanowią warunek, który spełniony daje nam poczucie zadowolenia i oczywiście może  wywołać radość. Ale będzie się ona charakteryzowała krótko terminowością. A ona ma trwać pomimo wszystko, niezależnie od czegokolwiek, bez żadnych ograniczeń. Stosując jedno z powyższych słów, stawiamy jej ograniczenia zależne od czasu i końcowego efektuuporania się z jakąś sytuacją. A robimy to bardzo często. Oto tylko kilka przykładów: „Jeśliuda mi się to załatwić, to będę czuł radość. Jeśli już spłacę kredyt, to zacznę się cieszyć. Jeżeli dostanę tę pracę, to będę szczęśliwyi tak w nieskończoność. Z „jeśli” i „jeżeli” mamy do czynienia od zawsze, od najwcześniejszych lat naszego życia. Zanim sami zaczniemy je stosować, słyszymy je od rodziców i innych dorosłych:„ Jeśli nie poprawisz ocen z matematyki, to nie pojedziesz na wycieczkę! Jeżeli nie zmienisz swojego zachowania, to szlaban na Internet póki co bezterminowo.” Jakież to matematyczne, bezwzględne i raczej przygnębiające, prowokujące u dziecka ponurość oblicza, wściekłość i odmowę współpracy w celu zażegnania niekomfortowych sytuacji. Byłoby zdecydowanie lepiej, gdybyśmy w procesie porządkowania różnych spraw nie korzystali z matematycznej implikacji. W matematyce jest konieczna, ale w życiu absolutnie nie. Zyskalibyśmy szybciej poprawę ocen i zachowania, gdybyśmy zamiast niejzastosowali inny zestaw słów. Na przykład taki: „Przejrzyj zakres tematów, których nie zaliczyłeś i zastanów się, ile czasu potrzebujesz, żeby się z nimi uporać. Im szybciej to zrobisz, tym szybciej pozbędziesz się stresu. Nie utrwalaj go, tylko się go pozbądź”. I w drugim przypadku: „Nie przyzwyczajaj się do siłowego rozwiązywania konfliktu, to nie czyni cię silnym. Wiem, że znajdziesz zdecydowanie lepsze rozwiązanie, zaufaj sobie. Obniżona ocena ze sprawowania nie jest godną ciebie wizytówką”. Dzieciństwo minęło i skoro jakoś już sobie poradziliśmy z „grzechami” młodości i ją przetrwaliśmy,to warto ulepszyć działanie w dorosłym życiu, ale radości od tego nie uzależniać. Ma być stałym elementem, identyfikującym nasze samopoczucie, podobnie jak nadany numer PESEL. To od nas zależy, czy będziemy czuć się pomimo wielu napotykanych w życiu trudności szczęśliwi i radośni, czy też nie. Więc aby odpowiedzieć na postawione wcześniej pytanie:co mi sprawia radość?  Zacznijmy od ustalenia jak często stosujemy jedno ze słów: jeżeli lub jeśli.Wybierzmy jedną z następujących odpowiedzi: nigdy, rzadko, czasami, często, bardzo często. W to, że ktoś wybrał odpowiedźnigdy, to raczej nie uwierzę. Jeśli zostały wybrane odpowiedzi:rzadkolub czasami,to odczuwanie radości nie jest zbytnio zagrożone. Ale dwie kolejne odpowiedzi: częstoi bardzo częstosygnalizują, że radość może nas omijać i możemy odczuwać ją raczej sporadycznie. Jak ją więc przywołać i zadbać o to, żeby częściej chciała gościć w naszym życiu, albo najlepiej zamieszkała w nim na stałe? Zacznijmy od ustalenia specyfiki naszych nazwijmy to najczęstszych kłopotów. Czego dotyczą, jakich stref życia: rodzinnych, towarzyskich, zawodowych, egzystencjalnych, zdrowotnych? Ile stref wybraliśmy, czy tylko jedną, czy kilka, a może wszystkie jest bez znaczenia. Problem, czegokolwiek dotyczy jest problemem i reakcja na niego objawia się w podobny sposób. Wywołuje stres, przygnębienie, lęk, niepokój, dezaprobatę, co zdecydowanie wpływa na brak możliwości odczuwania radości. No ale jak tu się cieszyć, kiedy straciliśmy pracę, nie mamy na czynsz, znajomi nie chcą nam już pożyczać, doskwiera uporczywy ból kręgosłupa, a bliscy uważają nas za symulantów i nieudaczników. Sytuacja staje się poważna. I w niej raczej trudno szukać powodów do radości. Częściowo się z tym zgadzam, ale nie do końca. Przyczyną takiego stanu jest zagubienie  albo nie trenowanieotwartości umysłu,polegającego na gotowości dowymyślania swojego świata,czyli tworzenia go zgodnie z zainteresowaniami i umiejętnościami, a także właściwego opowiedzenia o nim nie tylko sobie, ale tym, których mógłby on zainteresować. Czemu to jest takie trudne i tak wielu ma z tym kłopoty? Bo staramy się żyć zgodnie z naszą koncepcją, naszymi postanowieniami. Stawiamy sobie poprzeczki, których nie jesteśmy w stanie osiągnąć, ale wciąż ku temu dążymy. Musimy mieć nowy samochód, nowy dom pod lasem z prywatnym zejściem do jeziora, albo na plażę. Sypialnię z wyjściem na taras i niczym niezmąconym widokiem na horyzont. Dlaczego nie! Ale jak przez dziesięć lat się o to staraliśmy i wciąż finansowo nas na to nie stać, to co powinniśmy zrobić? Zweryfikować oczekiwania. Jednak ich nie weryfikujemy, trwamy w napięciu, że może kiedyś, jednak jakoś to osiągniemy. Bywa, że prosimy o pomoc w tym Pana Boga i nie wiemy dlaczego nam nie pomaga i nam tego nie daje. Bywamy zdeterminowani, namolni, wyczekujący, a Pan Bóg nic takiego nie oferuje. Pewnie jesteśmy zbyt grzeszni i za karę nie dostajemy tego na czym nam najbardziej zależy. Nic podobnego. Wyobraźmy sobie siedzącego na tronie w niebie Pana Boga. I siebie modlącego się na Ziemi o ten dom, o to jezioro i o ten widok. Bóg widzi i słyszy. I pokazuje nam ofertę domku pod lasem, bez jeziora, ale z pięknym sadem, w granicach naszych finansowych możliwości. Nie reagujemy. Nie ma jeziora, nie ma widoku, nie bierzemy. No to podsyła nam ofertę pracy poza granicami kraju, piękne miejsce, piękny widok, dobre warunki mieszkaniowe. Też odrzucamy, bo nie rozstaniemy się z przyjaciółmi na dłużej. A tam działoby się coś wyjątkowego, ale nie chcemy, nawet spróbować. To przypomina takie odtrącanie propozycji kijem bejsbolowym. Albo to co ja chcę, albo nic. Radość się do nas przez takie nasze zachowanie nie przedrze, Pan Bóg zasmucony, my nieszczęśliwi i przygnębieni. Ale Stwórcanas kocha i nie będzie czekał, aż nam przejdzie ochota na ten dom i na to jezioro z widokami. I wtedy zaczyna się coś dziać, czego w ogóle nie braliśmy pod uwagę i nie przypuszczaliśmy, że może się wydarzyć. Bo kiedy Bóg za nami tęskni zaczynamy mieć kłopoty. I nie są one wynikiem Jego kary za to, że nie przyjęliśmy żadnej propozycji, tkwiąc uparcie przy swoim. To jedna z form, za pomocą której pragnie, abyśmyodwrócilirzeczywistość w której tkwimyi jaką sobie zbudowaliśmy i popatrzylina nią z innej perspektywy, od spodu, bo właśnie tam się toczy nasze prawdziwe życie. Mogą więc nas zaskoczyć nieprzewidziane sytuacje, takie jak: utrata pracy, pogorszenie stanu zdrowia, kłopoty w relacjach z bliskimi, brak płynności finansowej itp. Gdy coś takiego się wydarzy, wtedy bardzo szybko przestajemy się zmagać z pragnieniami i przystępujemy do sprzątania tego, co zaczęło popadać w ruinę, bo musimy przetrwać i przeżyć. Nasza radość czeka wielce zasmucona w jakimś przedsionku na ponowne zaproszenie. Ale my o nią nie dbamy. Kolejny raz sięgamy po słowo poprzedzające nasze działanie: „jeżeli” z tego, co mnie spotkało jakoś wybrnę, to będę mógł się znowu cieszyć. Naprawianie sytuacji należy zacząć od bardzo intensywnego treningu, polegającego na wykluczeniu zbędnych słów: „jeśli” i „jeżeli”. Musimy nauczyć się zastępować je innymi słowami i inaczej konstruować zdania, które powinny wspierać naszą interwencję, w celu zażegnania trudności, czegokolwiek by one nie dotyczyły. Zaczynamy trening od wdzięczności po pierwsze za to, że żyjemy, a po drugie za to, że dostrzegliśmy kłopoty. Kolejnym krokiem jest ocena naszych indywidualnych możliwości: sami, czy jeszcze z czyjąś pomocą(?) Po ustaleniu tego, jak najszybciej przystępujemy do działania. Jednocześnie z uwagą śledzimy zachodzące zmiany: czyli jak nasze wysiłki wpływają na poprawę sytuacji. A teraz rzecz najistotniejsza: musimy zachować niezwykłą czujność i umieć dostrzec w jakim kierunku podążają te zmiany. One zawsze ujawniają nam nowe możliwości, dające szansę rozwoju, zrozumienia i przedefiniowania tego czegoś, co się wydarzyło. Ale żebyśmy sprostali temu zadaniu, to musimy odrzucićużywaniesłów warunkujących nasze powodzenie, czyli „jeśli” i „jeżeli”. Budujemy zdania bez nichi uwalniamy od nich nasze myśli. Wtedy mamy możliwość, aby utrzymać się w stanie względnej równowagi emocjonalnej i zachować stan zadowolenia i radości. Dlaczego jest to konieczne? Podejmując działania z odroczeniem radości, dopuszczamy możliwość, że rezultat o jaki się staramypomimo naszych wysiłków, może być nie taki, jak zakładaliśmy. Takiego założenia nie wolno robić. Ono ogranicza i blokuje nasz twórczy potencjał. Kiedy sytuacja wymyka się spod naszej kontroli, warto natychmiast zawierzyć ją interwencji Pana Boga, ale z ominięciem tej matematycznej implikacji:Jeśli Panie Boże pomożesz, to ja….( zrobię coś dla Ciebie). Nie kupczymy, nie targujemy się, nie uprawiamy z Panem Bogiem handlu. Z miłością i wdzięcznością przekazujemy Mu to, czego sami naprawić nie potrafimy. Pozostajemy w stanie radości, czekając na Jego interwencję. Najczęściej jest to cud, za który nie zapomnijmy podziękować. Powodzenia i nieprzemijającej radości każdego dnia życzę, nie tylko w wakacje!

Sławomira Anna Gruszewska

bottom of page